Sóley... i niczego więcej mi nie trzeba.



Ostatnimi czasy jednym z moich ulubionych zajęć jest przeglądanie stron z muzyką alternatywną w poszukiwaniu muzycznych "perełek"- utworów, które wyróżniają się spośród masy głupkowatych, prostackich i bezsensownych piosenek, tak mocno lansowanych przez media i rozgłośnie radiowe. Spędzam więc czasem po kilka godzin  w poszukiwaniu czegoś, co mnie zaskoczy, urzeknie czymś nieprzeciętnym albo kompletnie zrujnuje moje dotychczasowe upodobania muzyczne i tym samym skłoni mnie do sięgnięcia po coś nowego. Słowem- czegoś innego niż muzyka, której słucha przeciętny Kowalski w drodze do pracy.
Właściwie nie jestem do końca przekonana, czy to, co puszczają popularne rozgłośnie radiowe zasługuje jeszcze na miano muzyki, czy jest to już coś zupełnie podrzędnego. Bo, cytując wikipedię, muzyka to "jedna z dziedzin sztuk pięknych, która wpływa na psychikę człowieka przez dźwięki". Z tej definicji jasno wynika, że muzyka to jedna z dziedzin SZTUKI. Jednakże to, co słyszymy w radio, niekoniecznie możemy nazwać sztuką. Ktoś mógłby powiedzieć: "ale jak to, przecież wg definicji, muzyka wpływa na psychikę, a więc dlaczego ta w radio ma być uważana za coś gorszego? Przecież także budzi emocje" Tak, ale oprócz tego, że muzyka ma wpływać na odczucia, liczy się również sposób, w jaki na nie wpływa. Nie będę gołosłowna i przytoczę tutaj przykład: trafia mnie szlag, kiedy po raz setny słyszę "taaak blisko" albo "call me maybe", albo, co gorsza " cieszmy się z małych rzeczy, bla bla bla". Czy to, że mam ochotę wyrzucić odbiornik radiowy przez okno wpisuje się w kanon odczuć związanych ze słuchaniem muzyki? Nie sądzę. Wg mnie muzyka ma budzić emocje POZYTYWNE, a nie chęć zrobienia komuś krzywdy. Tak więc, moim zdaniem, MUZYKA to nie do końca właściwe określenie dla tego, co jest aktualnie popularne w naszym kraju. To po prostu kolejny sposób manipulacji naszego społeczeństwa. Ma być prosto, szybko i  tak, aby przeciętny odbiorca mógł słuchać takich utworów bez zbędnego narażania swojego mózgu na dodatkowy wysiłek. Przykro mi to mówić, ale prawda jest brutalna: muzyka naszych czasów to shit pozbawiony przekazu. Cóż, witamy w XXI wieku- wieku bezmyślności i wszechobecnego debilizmu, nawet w dziedzinie muzyki.

Jednak czasem zdarzają się momenty, w których wierzę, że nie wszystko stracone. Że istnieją jeszcze artyści, którzy nie dali się ogólnemu bezmózgowiu, że robią coś, co ma sens. Współpracują z niezależnymi wytwórniami, są mniej popularni, ale za to bardziej szanowani przez niewielkie grono odbiorców. Tworzą coś, bo to kochają, a nie dlatego, że mają z tego kasę. I właśnie tacy artyści są dla mnie autorytetem. Dobrze, nie będę trzymała Was w niepewności. Oczywiście, jak zwykle za dużo gadam. Ale ja uwielbiam dyskutować o tym, co kocham. Yyy... tak. Sóley. Właśnie dzisiaj ją odkryłam. Moją uwagę przykuła niezwykła okładka płyty i te mroczne, magiczne, niepokojące utwory. I teksty- pełne przenośni, symboli. O samej artystce mało wiadomo- właściwie tylko tyle, że pochodzi z Islandii i urodziła się w 1989 roku. Jej piosenki poruszają mnie do głębi. Co tu dużo mówić, są genialne. Posłuchajcie, nie pożałujecie. Do zobaczenia.












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć

Ale sztuki! Czyli filmy ze sztuką w tle