Brutalność filmowo-książkowa lekiem na moje problemy

"Siedzę" ostatnio w tematach przemocy, przestępstw i szeroko pojętej brutalności. Wszystko zaczęło się od lektury Zbrodni i kary, którą podsunęła mi moja siostra i zachęcała do przeczytania, a ja, trawiona głodem książkowym, rzuciłam się i na nią (na książkę, nie na siostrę:p).
I tak właśnie czytam sobie już od jakiegoś miesiąca, bo idzie mi to dosyć opornie, choć książka wcale głupia nie jest, tylko jakoś nie da się czytać jej zbyt długo, bo stany psychozy głównego bohatera jakoś bardzo na moją własną psychikę oddziałują (ale o tym napiszę przy okazji recenzji, która niebawem się pojawi). Literaturę rosyjską lubię, jedną z moich najulubieńszych książek jest Mistrz i Małgorzata Bułhakowa. Poza tym, nie sądzicie, że już same te rosyjskie słowa, ich nazwiska, brzmią jakoś tak... melodyjnie i szlachetnie? Nie myślcie sobie jednak, że tylko dlatego lubię rosyjskie książki- lubię też opisy rosyjskich zwyczajów, miejskiego krajobrazu, no i to nałogowe picie "czystej" jako lekarstwa na wszystko:).


Naturalistyczne wizje naszego świata jako grzesznego, brudnego i do krzty zepsutego nasunęły mi skojarzenie z Sin City- filmem, na który miałam chrapkę już od dawna, a który przypomniał o sobie przy okazji premiery drugiej części, reklamowanej zresztą często w tv. I tak oto Sin City jakoś od razu polubiłam, wkręciłam się w ten klimat i zaczęłam widzieć świat czarno-biały z małą tylko domieszką kolorów, a przede wszystkim czerwieni i zamarzyło mi się stworzyć jakiś wpis związany z tą tematyką, a może kiedyś nawet jakiś edytorialik uda mi się zrobić w takiej samej kolorystyce. Cała ta brutalność filmu jakoś paradoksalnie wcale mnie nie dołuje, a wręcz przeciwnie, oczyszcza ze złych myśli i wyładowuje wewnętrzne nerwówki i niepokoje. Film oprócz tego, że miażdży fabułą to w dodatku imponuje niesamowitą grą światłocieniem i na te kadry wręcz nie mogłam się napatrzeć; ogólnie nie przeszkadza mi jakoś szczególnie rozlew krwi na ekranie o ile jest poparty twardym argumentem- dobrą fabuła filmu.

Od razu skojarzyłam kadry z filmu z kadrami Stevena Kleina, jednego z moich ulubionych fotografów, który właśnie w tej całej grotesce, makabrze i odrobinie przemocy się lubuje. Stevena Kleina edytorial z Larą Stone jako zabójczą pięknością od razu przed oczami mi stanął w porównaniu z dziewczętami ze Starego Miasta, które jak Amazonki same bronią swojego terenu i tak naprawdę męska ręka jest im do niczego nie potrzebna.










Twarde światło, mocne kontrasty, modelki i modele umorusani, cały ten brud i ubóstwo świata do którego się nie przyznajemy, a który przecież gdzieś tam obok nas funkcjonuje- świat prostytutek, przestępców, narkomanów- to właśnie u Kleina wysuwa się na pierwszy plan. Jak wyglądałby świat kryminalistów bez lateksu, skóry i długaśnych szponów modelki? Do tego krew, kajdanki, wysokie obcasy, pończochy, drogie samochody, skorumpowani policjanci i już mamy klimat jak z Sin City.

Oglądając Sin City poczułam też pewien związek filmu z trylogią czytaną przeze mnie już dość dawno, a której niestety nie udało mi się tutaj opisać-Nieświęte duchy, Nieświęta magia i Miasto duchów.




Świat się zmienił. Zmarli powstali, by nawiedzać żywych. Tylko potężny Kościół Prawdy może ochronić ludzi przed duchami...

Chess Putnam, czarownica na usługach Kościoła, ma prawdziwy talent do odsyłania duchów z powrotem do zaświatów. Ale ma i kłopotliwy sekret: ogromny dług za narkotyki. Żeby go odpracować, Chess musi oczyścić z duchów nawiedzone lotnisko. I pakuje się w piekielne kłopoty, przy których jej dotychczasowe problemy rozwiewają się jak zjawa potraktowana ektoplazmarkerem...

Zdegradowane miasto pełne kryminalistów, dekadenckie wizje przyszłości i główna bohaterka-ćpunka- wszystko to stanowiło idealną odskocznię od codziennych, uczelnianych spraw. Polubiłam jakoś tę książkę szczególnie, tak jak i główną bohaterkę, czarownicę Chess, która radzi sobie świetnie nie tylko ze swoimi osobistymi problemami, ale także krwiożerczymi duchami i gangiem morderców. Pomaga jej też Terrible, porywczy i agresywny, acz inteligentny ochroniarz, pracujący dla alfonsa, Bumpa. Cała ta mieszanina przestępców, szara strefa i ciągła walka o przetrwanie wciągnęła mnie mocno i do tej pory trzyma przy tej serii. Oprócz tego, wizja zniszczenia jakoś mnie nie przeraża, bo przecież żyjemy w świecie już mocno zdegradowanym, tylko może nie zdajemy sobie z tego do końca sprawy, żyjąc wciąż we własnym, kolorowym podwórku i udając, że nie widzimy, co dzieje się za furtką.

I tak właśnie Mickey Rourke jako pokiereszowany Marv, który zrobi wszystko dla swojej ukochanej, skojarzył mi się mocno z Terriblem, a piękna i stanowcza Lucille z Chess; i ta scena w łazience też od razu przypomniała mi pewną scenę z książki;



Poza tym Jaime King jako słodka Goldie z burzą blond loków- cały seans zastanawiałam się skąd ja znam tę dość charakterystyczną twarz i wreszcie doznałam olśnienia- grała ona przecież u Lany w teledysku do Summertime Sadness, tam jednak w zupełnie innej roli i charakteryzacji, a jednak wciąż zachwycała swoją twarzyczką, która choć jakoś szczególnie piękna nie jest, to jednak ma to coś, co powoduje utrwalenie jej w pamięci na długi czas.





Bruce Willis jako niepokonany twardziel zawsze zdaje egzamin i mimo tego, że moim ulubionym aktorem nie jest, to w takie właśnie role wpisuje się znakomicie.






















Oczy niewinnej, lecz przekupnej (bo przecież w Sin city nikt nie jest idealny) Becky granej przez Alexis Bledel pozostaną długo w mojej pamięci...




















... tak jak i twardość spojrzenia Gail (w tej roli Rosario Dawson), która z uporem maniaka broni swojego terytorium.




















Jednakże świat kryminalistów dobrze wygląda tylko na ekranie i w książkach, i lepiej dla nas jest wierzyć, że jest gdzieś daleko od nas. Nie bierzcie więc tego co napisałam tak całkiem na poważnie; nie myślcie sobie, że kręci mnie popełnianie przestępstw, pastwienie się nad ludźmi i bycie złym; nie myślcie sobie, że coś mi się w głowie poprzestawiało i usprawiedliwiam przestępców; potraktujcie ten wpis jako krótką recenzję filmu, opis przeżyć po obejrzeniu, skojarzeń oraz inspiracji. Traktujcie go z przymrużeniem oka.

Brutalność filmowo-książkowa lekiem na codzienne problemy- brzmi strasznie? A może wręcz przeciwnie?
Ja potrzebuję czasem takiej adrenaliny na ekranie, fabuły, która mnie zmiażdży, przeżuje i wypluje, żeby potem spokojniej myśleć o codziennych sprawach i nie przejmować się błahostkami. A wy? Też czasem potrzebujecie takiej dawki emocji? Komentujcie!

Zmiażdżona i przeżuta, chociaż o wiele spokojniejsza,
Grejs

Komentarze

  1. Jak ja mogłem przegapić wpis, w którym jest opisywane Sin City! Szybciutko nadrabiam zaległości. Bez owijania w bawełnę - na sztuce fotografii znam się chyba najmniej więc zacznę od książek.

    Zbrodnia i kara - dawno temu przeczytana w szkole średniej, bardzo ciężkostrawne danie które jest warte przeczytanie jednak zgadzam się, że trzeba je sobie dawkować - przemyślenia, wątpliwości i wewnętrzna walka głównego bohatera może przytłoczyć ale.. mimo wszystko warto;)
    Mistrz i Małgorzata - wiem wiem że polecasz bardzo, mamo to na mojej liście 100 książek do przeczytania ale troszkę się obawiam zderzenie ze stylem pisania Bułhakowa... przekonaj mnie ;p
    Książkowa seria o czarownicach - to w sumie do Ciebie pasuje ;)

    Sesja zdjęciowa - ja bym chyba jeszcze podkręcił tempo i pokazał to odrobinę brutalniej. Ale modelka... cóż 3/10 ;p Pewnie dlatego wybrzydzam ;)

    Sin City - jak to mówią, lepiej późno niż wcale. Tutaj mamy dość podobne zdanie na temat filmu - kapitalny po prostu. Raz że dziś już się prawie nic nie robi w klimacie noir, dwa że to po prostu jedna z najlepszych adaptacji komiksu (oczywiście polecam komiksową serię Franka Millera, kawał mrocznego noir ze świetną narracją i niesamowitą szatą graficzną - tak wiem wiem, nikt w tym kraju komiksów nie czyta ;)). Wielu ludzi ten film odpycha - za brutalny, za krwawy, zbyt groteskowy - po prostu chyba nie rozumieją konwencji ;) Brutalny świat ze skomplikowanymi mężczyznami, którzy w głębi serca są bardzo rycerscy (niczym nasz wspólny friend ;p) oraz mega twardymi laskami. To lubimy!

    Mam nadzieję, że ten komentarz już da się opublikować! I widzę że już kolejne wpisy na blogu są, muszę nadrobić zaległości :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć

Ale sztuki! Czyli filmy ze sztuką w tle