Błękitnooki chłopiec- Joanne Harris

Książka z przeceny. Tak, znowu. Ostatnio niezbyt często bywam w księgarniach, ale kiedy już tam jestem, staram się wygrzebać cokolwiek z wielkiego kosza pełnego książek, żeby choć jedna z nich uratowała się z tej tonącej arki pełnej pogniecionych, zbezczeszczonych i zapomnianych lektur. Żeby chociaż jedna nie była skazana na zaleganie w tym koszu niełaski wśród tych wszystkich bezsensownych poradników i biografii gwiazd. Błękitnooki chłopiec stał się jedną z tych ocalonych przeze mnie książek. Przygarnęłam go z otwartymi ramionami, zachęcona opisem. A że potem okazał się niewdzięcznym przybłędą, to już inna historia.


Tytuł: Błękitnooki chłopiec
Tytuł oryginału: Blueeyedboy
Autor: Joanne Harris
Rok wydania: 2010
Wyd.: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 539
Moja ocena: 6/10


Genialna, pasjonująca lektura. Książka, która przeraża jeszcze długo po przeczytaniu…

B.B. to niespełna czterdziestoletni mężczyzna, który wciąż mieszka z matką i snuje o niej okrutne fantazje. Wyobraża ją sobie jako ofiarę morderstwa, a swoje wizje publikuje na portalu internetowym. Za pośrednictwem Sieci B.B. kontaktuje się z internautami komentującymi jego nowe wpisy – zarówno pozytywnie, jak krytycznie. Wśród nich jest Albertine, którą mężczyzna zna też ze świata realnego. Czymże jednak jest ten świat, skoro żadne z nich nie jest takie, jak z pozoru się wydaje? Do jakiego stopnia fikcja miesza się tu z rzeczywistością? Kiedy B.B. pisze prawdę, a kiedy tworzy tylko nieistniejące światy? Jakie wydarzenie z przeszłości sprawiło, że ucieka w świat ukryty za monitorem komputera?

Ogółem, książka to zbiór wpisów na blogu niegrzecznichlopcyrzadza. Narracja prowadzona jest tu z punktu widzenia dwóch blogerów: Albertyny oraz tytułowego Błękitnookiego Chłopca. Mamy więc do czynienia z dwiema odrębnymi historiami, nie mamy jednak pewności, która z nich jest prawdziwa, która jest w pełni wiarygodna. A może żadna? To właśnie jest główne przesłanie tej książki: w internecie każdy może być kim chce, każdy może tworzyć własne pokręcone historie bez względu na to, czy wydarzyły się one naprawdę czy są tylko wymysłem autora.

Zacznijmy może od pozytywów. Spore wrażenie zrobił na mnie zabieg autorki polegający na umieszczeniu przy każdym rozdziale niewielkiej tabelki zawierającej ogólne dane typu: nastrój autora, godzina zamieszczenia wpisu oraz, co dla mnie najważniejsze i najbardziej interesujące- piosenka, jakiej autor w danej chwili słucha. Wyglądało to mniej więcej w ten sposób:




Jako że również prowadzę bloga, to ten sposób wprowadzenia bardzo mnie zaciekawił i skłonił do zakupu książki, ponieważ do tej pory nie spotkałam się z taką formą opowiadania historii. Ponadto co zauważyłam już podczas czytania to to, że dzięki załączonej piosence w pewnym sensie można było poczuć się w danym momencie jak główny bohater. Oprócz tego na końcu każdego rozdziału (a właściwie wpisu) autorka umieściła kolejną tabelę- tym razem wypełnioną komentarzami internetowych czytelników, co także było pewnym urozmaiceniem jeśli chodzi o formę. Wszystkie te zabiegi miały na celu stworzenie książki, która w jak największym stopniu przypomina bloga. Właśnie ze względu na to forma książki jest jednym z jej największych atutów.

Co do fabuły, to ma się wrażenie, że autorka za punkt honoru postawiła sobie ciągłe wywodzenie czytelnika w pole. Bo gdy już zaczyna się wszystko układać w zgrabną całość, już myślimy, że wszystko się wyjaśni, nagle bach! i znów musimy zaczynać nasze rozważania od początku... . Upiekłoby się autorce, gdyby użyła takiego zabiegu raz, dwa, a nawet trzy razy, ale ciągłe wywracanie fabuły do góry nogami po pewnym czasie staje się męczące i nieco irytujące. Szczerze mówiąc, po zakończeniu książki dalej nie wiedziałam, co tak naprawdę jest grane, a osobiście nie lubię, kiedy opowieść się kończy i pozostawia po sobie niezamknięte sprawy. I nie, ta książka nie przeraża mnie jeszcze długo po przeczytaniu, jak sugeruje opis. Mnie nie przeraziła wcale, ani w trakcie, ani po zakończeniu lektury. A stoi za tym...

...kompletny brak zrozumienia, współczucia czy jakichkolwiek innych uczuć względem bohaterów. Po prostu nic, pustka. Naprawdę starałam się jakoś odnieść do ich zachowań, ale nie potrafiłam. Daleko mi było do nienawiści, a jeszcze dalej do współczucia. I nawet pomimo tego, że postaci do płaskich i nudnych nie należą, to mnie nie przekonały. Widziałam w nich jakieś takie niedojrzałe jednostki, które swoje frustracje wyładowują w sieci. Bo tylko w sieci mogą być anonimowi, mogą być prawdziwi. Tylko tu mogą wyspowiadać się z grzechów i nie być za to potępionym. Jednak to tylko pozory i ten fakt jest w książce bardzo mocno zaakcentowany. To właściwie jeden z najmocniejszych punktów powieści: charakterystyka internetowych osobowości, typowych forumowych wyjadaczy czy ludzi uzależnionych od internetu. Odkrywanie kim są ludzie po drugiej stronie monitora i co mają do przekazania było naprawdę niezłą zabawą. 

Jeśli chodzi o język, to jest z nim podobnie jak z fabułą. Na początku fascynuje, potem zniechęca. Porównania do poszczególnych kolorów, instrumentów i muzyki zachwycają, ale tylko na samym początku.
Na początku chce się czytać niektóre zdania raz za razem, żeby napawać się ich geniuszem. Potem jednak przemija zauroczenie pięknym językiem, a jego miejsce zajmuje znudzenie i niechęć. Pod koniec już miałam dosyć pseudopoetyckiego języka i chciałam jak najszybciej dobrnąć do zakończenia. Niektóre opisy wręcz omijałam albo czytałam pobieżnie, bo strasznie mnie drażniły. Może był to też wynik zniechęcenia zagmatwaną fabułą, ale jedno jest pewne: nie mam ochoty czytać tej książki ponownie, bo nie chcę się znów skazywać na udrękę.

Ogólnie rzecz biorąc historia do najgorszych nie należy i na pewno znajdzie zwolenników. Na jej korzyść przemawiają z pewnością niespotykana forma, podejście autorki do tematu współczesnych blogerów i rys psychologiczny postaci. Jednak chaotyczna fabuła, ciężki do przełknięcia język i odpychający bohaterowie sprawiają, że nie chce się do niej wracać. I ja raczej nie wrócę.

Na koniec najlepszy, moim zdaniem, cytat:

Wszyscy wyobrażamy sobie, że nasze życie to dramat, w którym my sami zajmujemy centralną pozycję. A co ze statystami? Co z dublerami? Bo obok każdej głównej roli istnieje całe mnóstwo ludzi zbędnych, nigdy niestających w świetle jupiterów, niewygłaszających nawet linijki tekstu. Czasami nawet nie trafiają do ostatecznej wersji dzieła, kończąc swój żywot jako wycięty kadr gdzieś na podłodze montażowni. Kogo obchodzi, jeśli statysta trafi do piachu? Do kogo należy historia jego życia?


Wasza brązowooka 
Grejs 

Komentarze

  1. Mimo wszystko zaciekawiłaś mnie tą książką, chociaż nie zdarza mi się czytać takich historii, po tą chyba jednak sięgnę :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na bloga ;) http://literacki-wszechswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, mnie ona jakoś nie przypadła do gustu, ale może Tobie się spodoba :)

      Usuń
  2. Sam pomysł na tę książkę wydaje się ciekawy i oryginalny. Faktycznie te ramki, które pokazałaś są interesujące i pewnie dzięki nim ma się ochotę czytać dalej. Jednak nie lubię książek zagmatwanych, w których do końca nie wiadomo o co chodzi i czy wierzyć w to, co się czyta. To tak jakby znać kogoś i nigdy nie wiedzieć czy w danej chwili mówi prawdę czy kłamie:/

    Pozdrawiam, Klaudek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, świetnie to ujęłaś! Ta książka właśnie taka jest; już myślisz, że wiesz jakie będzie zakończenie, kiedy nagle wszystko zmienia się o 180 stopni i już nie wiesz kto ma rację... Co by nie mówić, jest dość męcząca, chociaż pomysł z piosenkami dopasowanymi do każdego rozdziału faktycznie ciekawy.

      Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć

Ale sztuki! Czyli filmy ze sztuką w tle