Jak trwoga, to do bloga

To pierwsze stwierdzenie, jakie przychodzi mi w tym momencie do głowy. Tak, jestem tu po to, żeby się wyżalić. Ogólnie staram się nie narzekać, nie płakać nad rozlanym mlekiem. Tym większe jest moje zdziwienie, że zdecydowałam się napisać coś właśnie tutaj.
Dzisiaj nie obchodzi mnie to, czy ten post się spodoba, czy ktoś będzie mnie krytykował za to co robię i kim jestem. Dzisiaj jestem po prostu zranionym człowiekiem, który mimo przyklejonego uśmiechu i złudnej pewności siebie, gdzieś wewnątrz cierpi. I chce się tym cierpieniem podzielić, chce oddać komuś część tego balastu. Zawsze starałam się być "tą silną", zawsze walczyłam do końca, zawsze miałam nadzieję. Ale nawet najsilniejsze osobowości po pewnym czasie się łamią. Szczególnie, jeśli ich niepowodzenia nie kończą się, ale tworzą coś na kształt kilkuwarstwowego bloku. I robi się ciężko, coraz ciężej. Z czasem zaczyna brakować nadziei na lepsze jutro. Kiedyś uważałam, że najgorszą rzeczą jest bezsilność. Teraz myślę, że bezsilność zasłużyła sobie na kompana, a jest nim beznadziejność. Człowiek pozbawiony nadziei staje się wrakiem. Nic już nie ma sensu. Tak, jasne, mówię to ja- siedząca sobie w ciepłym mieszkaniu, słuchająca muzyki, naiwna, rozpuszczona idiotka. A co z innymi, którzy mają większe problemy niż ja? Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że część ludzi przeżywa w tej chwili gorsze katusze. Ale czy nie jest tak, że każdy inaczej ocenia wagę swoich trosk? Przykładowo, Wam może wydawać się, że moje kłopoty to "pikuś" w porównaniu z Waszymi. I ja to w pełni rozumiem. Jednakże nikt z Was nie dowie się, jak ja czuję się w tej chwili. Jak bardzo przeżywam swoje porażki. Bo, tak, przegrałam- znowu. Nie wiem tylko, czy uda mi się podnieść. Bo ta walka była długa i ogromnie wyczerpująca. I nie wiem, czy chcę walczyć dalej, czy chcę dalej grać. Poczułam się dzisiaj jak nic nie znaczący przedmiot. Towarzyszyło temu jeszcze jedno uczucie: otrzeźwienie, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł lodowatej wody. Zawsze chcąc jakoś się pozbierać, powtarzałam sobie: "nie można mieć wszystkiego, inni mają gorzej, więc przestań narzekać". Tym razem to nie działa. Tym razem za bardzo się zawiodłam...Rozczarowanie. Kolejny kandydat do paczki najgorszych uczuć. Ech, żałosna jestem, wiem... Ale w jakiś dziwny sposób z każdym napisanym tutaj słowem, z każdym zdaniem coraz mocniej odczuwam ulgę. Chociaż bolesnych wspomnień nikt nie wymaże. Wiem, że najgorsze przyjdzie wieczorem, tuż przed snem. Czasem boli tak, że nie mogę złapać tchu. Ale kogo to obchodzi? Kogo JA obchodzę? Ok, w tej chwili zapala mi się w głowie ostrzegawcza lampka i stanowczy głos mówi: " Wystarczy, Grace, zaczynasz robić z siebie ofiarę, w tej chwili przestań!" I tak też zrobię. Przestanę. Życie toczy się dalej, a ja nie jestem pępkiem świata. Nikt nie musi wysłuchiwać moich bezsensownych wynurzeń, szczególnie w tym miejscu. Przepraszam za wszystko co napisałam i jednocześnie dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca. Trzymajcie się. Jutro będzie lepiej. Musi być.

Jak zawsze w takich chwilach, ukojenie przynosi mi muzyka:



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć

Ale sztuki! Czyli filmy ze sztuką w tle