Bałagan w mojej głowie, czyli o tym, jak stać się potencjalnym pacjentem szpitala psychiatrycznego.

Takie dni jak dzisiaj przywracają mi wiarę w ludzi. Myślę sobie wtedy-"nie wszyscy są źli, niektórzy są zdolni do uczuć czy poświęceń" albo: "istnieją jeszcze ludzie, dzięki którym ten świat nabiera barw". Zaczynam nawet powoli się otwierać, zaczynam im ufać- niestety, niedługo potem odzywa się we mnie znowu ta niechęć, ten strach przed zranieniem i... po kilku godzinach znowu odczuwam tę moją "wewnętrzną blokadę". Nic na to nie poradzę, że kilkoro ludzi, których spotkałam na swojej drodze, skutecznie przekonało mnie co do poglądu, że większość to egoiści i chamscy przedstawiciele gatunku, których jedynym celem jest jak najlepiej wykorzystać drugą osobę, aby osiągnąć osobisty sukces. Jesteś im potrzebny wtedy, kiedy ONI czerpią z twojej obecności jakieś korzyści, w innym wypadku nic dla nich nie znaczysz. No cóż, taka ludzka natura. Dlatego może lepiej jest być neutralnym, zdystansowanym i nie narażać się zbytnio na mocne kopniaki w cztery litery od społeczeństwa? Właściwie to lubię takie życie. Urodziłam się z naturą introwertyka i nie czuję potrzeby, aby z nią walczyć. Jak to mówią na kwejku: forever alone:) Dzisiaj jednak jest ten szczególny dzień, kiedy to ludzie pozytywnie mnie zaskoczyli. Udało im się, nie powiem. Czasem życie nie jest aż takie straszne;)


Ale nie o tym. Jestem tutaj z prostego powodu: muszę chwilę odpocząć od nauki. A ponieważ wszystkie  ulubione strony, od photobloga aż po digart, już zdążyłam przejrzeć od a do z, to zawitałam tutaj. Tak, zamiast powtarzać metaphysical poetry, to ja siedzę i przeglądam zdjęcia. To jeszcze nic. Najgorzej jest na zajęciach. Zamiast słuchać wykładowcy, ja, z nieobecnym wzrokiem wbitym zazwyczaj gdzieś przed siebie, myślę. I było by wszystko ok, gdyby nie to, że ja wcale nie myślę o temacie zajęć. Myślę o kadrach, o kolorach, o inspiracjach. W mojej głowie przewijają się tysiące pomysłów, tysiące obrazów, tysiące treści. A broń Boże, żeby na zajęciach pojawiła się jakaś prezentacja multimedialna ze zdjęciami w tle! Wtedy już zupełnie tracę kontrolę nad swoim zachowaniem. Pogrążam się w jakimś dziwnym letargu, nie dociera do mnie nic, zatapiam się w swoim własnym, chorym świecie. I analizuję. Analizuję temat zdjęcia, analizuję osobę na zdjęciu, analizuję sposób wykonania, kadr... Często myślę wtedy, że to nie to. Że moje studia to pomyłka. Ale jeśli byłabym zmuszana do czegoś, co naprawdę kocham, to czy nie byłoby to już nudne i denerwujące? Dlatego fotografia jest moją pasją, nie czymś, co muszę robić, ale czymś, co robię kiedy mam na to ochotę. Fotografia łączy w sobie moje największe hobby: modę, muzykę i literaturę. Zapytacie pewnie: ale w jaki sposób? W bardzo prosty: stylizuję modelkę do zdjęć- moda; czerpię inspirację z melodii, tekstów piosenek- muzyka; inspiruję się również postaciami z książek- literatura. Wszystko ładnie współgra, prawda? I pomimo tego, że jestem bardzo wrażliwa na krytykę, to nigdy się nie poddaję, bo robię coś, co sprawia mi ogromną przyjemność. Zaraz, zaraz, przypomniałam sobie pewien cytat: "Talent, to coś, co odkrywasz w sobie, gdy całkowicie poświęcisz się czemuś zupełnie innemu". No i co tu dużo mówić- święta prawda!

Cholera. Zgubiłam główny wątek wypowiedzi. Popełniłam coś w rodzaju opisu homeryckiego i nie wiem do czego zmierzam. No tak, idealnie pasuje tutaj tytuł tego postu. Bałagan w mojej głowie. Po prostu ostatnio tak wiele rzeczy się w niej dzieje, że ja sama nie mogę nadążyć za swoim tokiem myślenia. Ponadto jestem od pewnego czasu jakaś bierna, nic mi się nie chce i źle sypiam. Często budzę się w nocy z sercem bijącym tak szybko, jakby chciało za wszelką cenę wyrwać się z mojej piersi. Jednak wtedy kontrolę przejmuje mózg, uspokaja serce i  mówi mu, aby przestało narzekać, tłumacząc, że u niego wcale nie jest lepiej. Bo ciągle dręczę go moimi nienormalnymi wizjami świata. Czasem myślę, że naprawdę mój przypadek nadaje się do leczenia psychiatrycznego.

A tak wracając do normalności, to planuję wybrać się do kina na "Królewnę Śnieżkę i łowcę" (głównie ze względu na kreacje Kristen i Charlize; no i oczywiście dlatego, że kocham takie mroczne "bajeczki") oraz na "Mroczne Cienie"( Johnny Depp, Helena Bonham Carter i Tim Burton to trio, które ubóstwiam). Ale na przyjemności przyjdzie czas, kiedy wszystko zaliczę. Sesjo, nadchodzę!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć

Ale sztuki! Czyli filmy ze sztuką w tle