50 shades of blue



W czerwcu, w przerwie pomiędzy jednym egzaminem, a drugim, postanowiłam wykorzystać to, co mam, czyli osobistą modelkę gotową na każde moje zawołanie (czytaj: siostrę), całkiem ładną pogodę oraz niedaleko położony basen i porobić trochę zdjęć.
Głód sesyjny zżerał mnie od środka już od dobrych paru miesięcy, a ja wciąż tylko ślęczałam nad notatkami, tłumaczeniami i pracą seminaryjną... Mam zamiar to sobie odbić w ciągu kilku najbliższych dni (może nawet i tygodni) i wreszcie zrobić coś niezwiązanego z uczelnią. Oprócz tego już sobie obmyśliłam pewne cele, które przez te wakacje chciałabym osiągnąć i właśnie to będzie moim priorytetem przez następne tygodnie.

Ale wracając do tematu:

Sesja odbyła się wieczorem, ok. 19, bo słońce cały dzień grzało niemiłosiernie, a ja masochistką nie jestem (no, może nie zawsze), żeby narażać się na przepalenia, których strasznie na zdjęciach nie lubię, a które przy takiej pogodzie, bez użycia dyfuzora, czasami się wkradają, czy tego chcę czy nie. Jak to zwykle bywa, moja wizja dotycząca zdjęć była troszkę inna, jednak i tak sesja wypadła całkiem nieźle. Kurczę, najbardziej cieszę się ze zmiany jaką przeszła moja modelka. Przeglądając sobie ostatnio moje stare zdjęcia, doszłam do wniosku, że moja siostrzyczka zmieniła się nie tylko pod względem wyglądu, ale też osobowości, co widać na zdjęciach. Oczywiście wciąż jest cholernie uparta, jeśli chodzi o stylizację i czasem mam ochotę zabić ją wzrokiem niespełnionego artysty, któremu udaremnia zabieg stworzenia czegoś nieprzeciętnego i wciąż wstydzi się pozować, kiedy w pobliżu jest ktoś znajomy, ale muszę przyznać, że zrobiła ogromne postępy pod względem mimiki i póz. Ech, uwielbiam to uczucie, kiedy widzę, jak z każdym następnym ujęciem moja modelka się rozluźnia i zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. To daje mi jakiś taki wewnętrzny upór, żeby wymagać więcej i więcej, aż do całkowitego umęczenia siebie i modelki ;p. Pomysł na tę sesję tkwił w mojej głowie już naprawdę długo, dlatego nie mogąc go już utrzymać, postanowiłam nareszcie go zrealizować. Nie obyło się oczywiście bez sprzeczki z modelką, co było oczywiście moją winą, bo przed sesją tak bardzo się nakręcam i staram, żeby wszystko wypadło idealnie, że nawet nie zauważam, jak podnoszę głos albo biegam jak opętana po mieszkaniu szukając dodatków. Tutaj targnę włos, tam pociągnę za kolczyk i kłótnia gotowa! No ale co ja mogę poradzić na to, że jestem wtedy w swoim żywiole, a w żyłach płynie konkretna dawka adrenaliny, która daje takiego kopa, że mogłabym góry przenosić. Nie ma jednak co straszyć, bo jeszcze przeczytają to moje niedoszłe modelki i z przerażeniem w oczach zbiegną z planu zdjęciowego jak tylko zobaczą nabuzowaną emocjami Grejs z aparatem w ręku! Oj już dobrze, naprawdę nie jestem aż taka straszna (chociaż bywam;p)!

Jak zwykle u mnie bywa, na sesji musiały zdarzyć się jakieś atrakcje- podczas tej oto sesji o mało nie zwichnęłam sobie nogi, jak zwykle wyginając się z aparatem w pozach, których nie powstydziłyby się top modelki, a które to wykonuję nieświadomie chcąc uzyskać jak najlepsze ujęcie, nieważne czy to leżąc na zimnej posadzce, czy usilnie próbując choć trochę rozciągnąć swoje ciało, by dorównać wzrostem nieporównywalnie wyższej modelce. Tak więc wykonując jedną z tych pokręconych póz straciłam na chwilę równowagę i poczułam rwący ból w kolanie (które to skręcone już raz było), a który na szczęście szybko zastąpiło uczucie głębokiej satysfakcji ze świetnego kadru wykonanego chwilę później. Czasem śmieję się sama z siebie, że poświęciłabym nawet swoje zdrowie, byle tylko zrobić dobre zdjęcie, ale cóż, w każdej pracy jakieś ryzyko zawodowe istnieje:)

Ale przejdźmy może do konkretów:

Stylizacja:
Jest wspólnym pomysłem moim i siostry. Ciekawe jest to, że pomimo zerowego podobieństwa zewnętrznego między nami (kiedyś usłyszałam nawet pytanie: jesteście biologicznymi siostrami?), jakieś tam wewnętrzne podobieństwo istnieje, a mowa tutaj o guście dotyczącym ubioru. Właściwie jest to jedna z niewielu rzeczy, która nas łączy:). W tym przypadku wspólnie doszłyśmy do wniosku, że sam gorset to jednak na modę za mało i połączyłyśmy go z tiulowym szalem i  niebieską kataną. Na stylizację składa się, począwszy od góry: wspomniany czarny gorset, którego używałam już nie raz i którego na pewno jeszcze nie raz używać będę:) na to chusta przewiązana na szyi + niebieska katana; poza tym srebrna spódniczka, która ze względu na długość nie jest przeznaczona do paradowania w niej po mieście:); czarny pasek w talii, rajstopy w gwiazdki+ czarne podkolanówki znalezione w ostatniej chwili na dnie szuflady, a całkiem nieźle wpasowujące się w klimat, no i oczywiście buty- wysokie jak cholera, ale jakież piękne... to taki typ butów, jaki nazywam "sesyjnym" (i nie mam tutaj na myśli sesji egzaminacyjnej;), bo w sumie do niczego innego się nie nadają jak tylko do "wyglądania" na zdjęciach :p
Oprócz tego nieliczne dodatki w postaci bransoletek i kolii z ćwiekami.
Trochę rockowo, trochę lubieżnie, czyli tak jak lubię.

Makijaż/Włosy:
Oczy: Tym razem się postarałam i starannie wykonałam makijaż używając kilku rodzajów pędzelków i odcieni niebieskiego, którymi to pomalowałam ruchomą powiekę, dolną zaś podkreśliłam błękitną kredką. Wykończenie czyli rzęsy i brwi pozostawiłam do dyspozycji modelce. Nadal nie jestem najlepszym makijażystą, ale tutaj o dziwo jestem zadowolona z efektu.

Usta: jest postęp, bo nareszcie kupiłam sobie pędzelek do nakładania szminki, którym to obrysowałam usta pomadką w kolorze nude. Nie za mocno, żeby nie zdominowała całego makijażu, bo jednak tutaj główną rolę grają oczy.

Włosy: niezbyt pracochłonna fryzura: kucyk na czubku, podtapirowany i podkręcony, utrwalony lakierem. W sumie nawet kręcić za dużo nie musiałam, bo modelka ma włosy naturalnie falowane.

Obróbka:
Ostatnio jakoś nie lubię spędzać dużo czasu przy zdjęciach, chyba już wyrosłam z przesadzonych graficznych kombinacji, dlatego też jedyne co tutaj zrobiłam to podkręciłam kolor włosów, by wyglądał na rudobrązowy, zredukowałam niedoskonałości skórne i poprawiłam kontrast.

Rekwizyty:
lenonki

Jednak chyba najlepiej będzie, jeśli opiszę każde konkretne ujęcie osobno:


Jeden z pierwszych kadrów wykonanych podczas tej sesji; podoba mi się tutaj układ ciała modelki, a szczególnie nóg- długich i szczupłych, o których mogę tylko pomarzyć, a których zawsze zazdroszczę kobietom;


jedno z moich ulubionych; lubię tutaj pozę, kadr, ale najbardziej odbijające się w lenonkach niebo: lazurowe, z kilkoma chmurami, typowo letnie;


w tym przypadku zawęziłam trochę kadr dodając po bokach czarne paski, które kojarzą mi się z klatką filmową, tutaj także widać dokładnie prawie całą stylizację;


za to to zdjęcie to istne szaleństwo! Za ramkę posłużył kawałek tła, czyli ściana basenu, która swoje przeszła; nie jest to ulubione ujecie mojej modelki, ale mnie się podoba, wyszło tak dekadencko i retro; konwersja do czerni i bieli też się udała, chociaż już naprawdę dawno tego nie robiłam;


To również należy do moich ulubionych ujęć, głownie ze względu na mimikę modelki wyrażającą taką drapieżność i kontrolowane szaleństwo; kolorystyka zdjęcia przywołuje zdjęcia lat 80, a fryzura przypomina mi Nenę


tutaj w pełnej okazałości prezentuje się makijaż, o którym wspominałam wcześniej; rozmycie zdjęcia i skupienie ostrości na włosach to zabieg nie do końca celowy, jednak dodający trochę miękkości zdjęciu;


tym razem za tło posłużyła srebrna blenda, od której odbił się błękit ścian; szczerze mówiąc nie byłam do końca przekonana co do użycia blendy jako tła, ale mimo wszystko wyszło całkiem dobrze;


to zdjęcie zrobiłam jako ostatnie, co zresztą widać po minie modelki, która zmęczona już okropnie, niechętnie zgodziła się na jeszcze jedno ujęcie; wykadrowałam je, żeby podkreślić jej morderczy wzrok:).


Ok, jeśli o tą sesję chodzi, to nie mam już nic do dodania, więc komentujcie, piszcie, co się podoba, co nie, oceniajcie. Liczę na Was!
Grejs

Komentarze

  1. "nie jestem aż taka straszna" - niestety, z doświadczenie muszę powiedzieć że jesteś ;p

    Co do sesji całkiem udana, zwłaszcza zdjęcia numer 1 i 2. Plus za przypomnienie pewnej wokalistki. Czas posłuchać "99 Luftballons" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że jestem straszna dla ciebie, nie oznacza, że jestem taka dla innych:p

      A na poważnie- dzięki za komentarz! :)

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się to zdjęcie z lenonkami odbijającymi niebo. Genialne ujęcie! :D Jedynka, piątka i szóstka - moje faworytki. :3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć

Ale sztuki! Czyli filmy ze sztuką w tle