Jak to ostatnio u mnie bywa

Patrzę w lustro i już nie wiem, kim jestem.*
I czego oczekuję od życia.
Próbuję złapać wszystkie sroki za ogon.
I tęsknię za robieniem zdjęć. Bardzo.
I mam appendixa.
Doła też ostatnio złapałam.
Boję się. Albo nie. Nie boję się.
Nie dam rady...
Ja nie dam rady?
Wiele rzeczy robię ostatnio przeciwko sobie.
Wiele mnie cieszy, wiele przygnębia.
Wszystko jest nie tak, jak powinno.

Czy twoje życie jest nudne i monotonne?


Chandra jesienno-zimowa dopadła mnie niepostrzeżenie i nagle, zaburzając mój dotychczasowy dość szybki i intensywny tryb życia. Przeżuła mnie i wypluła zostawiając sam na sam z moimi myślami i obawami, stąd też ten mój krótki, może trochę infantylny i dziecinny "wierszyk" się tutaj pojawił. Musiałam to w jakiś sposób z siebie wyrzucić, a że nie posiadam takich umiejętności jak John Coffey z Zielonej Mili, to muszę sobie radzić w inny sposób. Jakoś tak ostatnio piszę tylko równoważnikami zdań, odpowiadam na pytania krótkimi tak lub nie, a większość ludzi, z którymi przebywam na co dzień ma już serdecznie dosyć moich zmiennych nastrojów: od totalnej euforii, po prawdziwą złość, objawiającą się rzucaniem masy wulgaryzmów, co do mnie totalnie niepodobne. Zamęczam bliskie mi osoby i czekam tylko na moment, w którym wszyscy się ode mnie odwrócą, bo przecież z taką wariatką jak ja żyć się na dłuższą metę nie da.

Dni mijają mi ostatnio strasznie szybko, może za sprawą długich wieczorów, które spędzam albo tępo gapiąc się w ekran telewizora lub komputera (co jest dla mnie czymś nowym, bo jeszcze do niedawna nie oglądałam telewizji prawie wcale i ostro potępiałam wszystkich, którzy spędzają długie godziny w internecie- przecież to takie marnotrawstwo), albo odrabiając masę bzdurnych, acz koniecznych uczelnianych prac. Tak naprawdę nie mam ostatnio ochoty na nic, nawet na podniesienie głowy znad ciepłej kołdry. Tylko jeździć polubiłam. Samochodem. A właściwie siadać za kierownicą. Uspokaja mnie to bardzo (tak, kolejna nowość), bo jeszcze do niedawna okropnie stresowało i zazwyczaj omijałam samochód szerokim łukiem. Teraz po prostu wsiadam i jadę. I jest mi bardzo, bardzo dobrze. Skupiając się na drodze jakoś zapominam o wszystkim, co mnie dręczy i wżera się w mój umysł jak kwas.

Sterty filmów i książek czekają nienaruszone, a ja patrząc na nie, nie czuję najmniejszej chęci, żeby po nie sięgnąć. Tęsknię właściwie tylko za robieniem zdjęć. Za tą gonitwą, za przygotowaniami, za nowymi projektami, za szukaniem inspiracji dosłownie wszędzie, za spędzaniem godzin przy obróbce. A im mniej mam czasu, tym bardziej tęsknię.

Poza tym nostalgia uczepiła się mnie stosunkowo niedawno i ani myśli puścić. Przekłada się to na obsesyjne przeglądanie tysięcy zdjęć i wspominanie tego, co było.Wpadłam w swoisty trans jak śliwka w kompot i wieczory spędzam na wygrzebywaniu staroci, które tak wiele dla mnie znaczą. Słuchając w tle Cover your tracks gwałcę prawą strzałkę na klawiaturze i przewijam, przewijam, przewijam... Tak samo przewijają się w mojej głowie wspomnienia.
Kilkoma z nich się z Wami podzielę:




Czasy licealne, które zawsze będę dobrze wspominać; rok 2011, tuż po kręceniu filmiku studniówkowego; od tamtej pory bardzo się zmieniłam; kiedy myślę o sobie w tamtych czasach do głowy przychodzą mi jedynie słowa: nieśmiała, niepewna siebie, niezdecydowana, trochę zagubiona. Myślę sobie, że z wielu z tych cech po prostu wyrosłam; nie żebym teraz nagle była super śmiała i przebojowa (bo ja już chyba nigdy nie wyrosnę z mojej wrodzonej wstydliwości), ale mój charakter w ciągu ostatnich lat uległ dość znaczącej zmianie. Zmianie (mam nadzieję) na lepsze.



Wesele- lato 2013 roku; ja opalona, uśmiechnięta i szczęśliwa, a mistrz drugiego planu jak zwykle niezawodny:). Lubię to zdjęcie, bo uśmiecham się na nim tak szczerze i bez skrępowania, co nie zdarza mi się wcale tak często. Takim uśmiechem raczę tylko ludzi, którym ufam i którzy w jakiś sposób są dla mnie ważni.



Słońce, plaża, morze, krzyki dzieci, ziarnka piasku wciskające się dosłownie wszędzie i ja (tak, nawet ja czasem robię sobie selfie;p), w wersji saute, z mokrymi włosami, tuż po kąpieli w morzu; pamiętam, że słuchałam wtedy Cruel World i starałam się tę chwilę zakodować w pamięci, żeby przetrwała jak najdłużej...


 ...i w wersji pin-up, czyli w kostiumie, na który polowałam chyba z 2 miesiące, a dzięki któremu wreszcie nie wstydzę się rozebrać na plaży :)



Zdjęcie na Szczelińcu (tak przy okazji- Góry Stołowe to drugie po Bieszczadach moje ulubione miejsce) ukazuje moją prawdziwą, trochę zadziorną naturę chochlika; mama zawsze powtarza mi: "Nie marszcz tego czoła, bo ci takie zmarchy zostaną!" A ja oczywiście robię wszystko na przekór, bo skoro mam już blizny na twarzy, to i zmarszczki nie zrobią mi różnicy.



Sanok 2013; ciepły, letni wieczór i spacer po Rynku; wciąż tęsknię do Bieszczad, o czym między innymi pisałam tutaj


Chyba jedyne zdjęcie w blondzie, które lubię; ten kolor jakoś do mnie nie pasował, gryzł się z moją osobowością. Wydawałam się jakaś taka mdła, blada. Tutaj jednak, na tym zdjęciu, byłam szczęśliwa i nie miało to nic wspólnego z moim kolorem włosów.

Wszystkie te zdjęcia o czymś mi przypominają, opowiadają jakąś historię, są dla mnie ważne.

"Ludzie nigdy nie wiedzą, że są szczęśliwi, wiedzą tylko, kiedy byli szczęśliwi." 
William Somerset Maugham

Niech ten cytat będzie podsumowaniem tych moich wspomnień.

Do tego wszystkiego dołączam piosenki Meli Koteluk, które jakoś ostatnio za bardzo do mnie pasują.







Poza tym...

Robię tysiąc rzeczy naraz, a wszystkie jakoś tak powierzchownie, po łebkach.

A szafa moja to istna stajnia Augiasza i nie zapowiada się, żebym wreszcie zamieniła się w Heraklesa i ją uporządkowała, bo czasu tak mało, a do zrobienia tak wiele...

I ogólnie to stałam się strasznie leniwa/marudna/upierdliwa/nieznośna/czepialska (niepotrzebne skreślić).
Ale podobno mniej pyskata.
Komplement czy obelga?
Nie wiem.

Daniel to jednak naprawdę ładne imię.

Wiele razy kasowałam ten wpis, z uporem maniaka kasowałam najpierw słowa, potem zdania, potem akapity...
Ale jest. Co nie zmienia faktu, że nadal go nie lubię.

I nadużywam słowa "ostatnio".

Cieszę się z głupot i czekam na śnieg.

Czekacie ze mną?



*post jest dosyć osobisty, mam nadzieję, że Was nie znudził. Potrzebowałam takiej retrospekcji, żeby nabrać dystansu do tego, co jest teraz. Jeszcze jedno: zamieszczone zdjęcia są całkowicie naturalne, nietknięte żadnym programem graficznym. Taka jestem na co dzień.

Komentarze

  1. To ja się dołączę i poczekam na ten śnieg wraz z Tobą ;) Cieszę się, że w końcu(!) pojawił się jakiś wpis na blogu, tym bardziej się cieszę że taki od serca, bardziej osobisty. Generalnie, czysto obiektywny okiem mistrza muszę powiedzieć, że od 2011 do teraz nastąpił widoczny progres ;p Znaczy się wyglądasz coraz lepiej ;) W sumie miał być komplement więc tak też to potraktuj. Muszę również przyznać że masz tak lekkie pióro że mogłabyś pisać o przemieszczaniu się wydm nad morzem Bałtyckim a i tak chętnie bym to czytał o pierwszej w nocy - zazdroszczę i winszuję. I gratuluję odwagi, żeby napisać taki dość osobisty wpis na blogu - ja chyba nigdy bym się na to nie zdobył. Osobiście uwielbiam wpadać w melancholijny nastrój, pewnie dlatego że czasem jestem zbyt sentymentalny ;)

    P.S. Czyli przypominanie o wpisach na blogu dało jakiś efekt :D "Senorita zapisz proszę do notesu...".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuu tyle komplementów w jednym komentarzu! To do Ciebie niepodobne:) Ale dziękuję, dziękuję:) Na śnieg pewnie sobie jeszcze poczekamy, bo na razie nie zapowiada się na zmianę pogody, nad czym ubolewam:( Poza tym wiem, że też lubisz sobie czasami pozamulać, mimo że skrzętnie to ukrywasz:) A Seniorita zapisze jak tylko się spotkamy po Nowym Roku:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć

Ale sztuki! Czyli filmy ze sztuką w tle