Sesja nowa portretowa- Bohemian princess

Sesja ta była jak danio- moją metodą na głoda sesyjnego. Spontaniczna, nieplanowana, wystylizowana dosłownie w kilka minut. Podeszłam do niej zaskakująco spokojnie, może właśnie dlatego, że nie planowałam jej wcześniej, nie myślałam godzinami o ubraniach, makijażu i fryzurze. Pomyślałam sobie: to będzie taka rozgrzewka, jeśli coś się nie uda, to nic się nie stanie, przynajmniej spędzę dobrze czas, nie będę się nudzić (szczerze mówiąc od początku tegorocznych wakacji ani razu się nie nudziłam, każdy dzień przynosi nowe wyzwanie; i tak, ja wciąż mam wakacje :p) i będzie to kolejne doświadczenie w moim mentalnym koszyku doświadczeń. Bo muszę tutaj wspomnieć, że od jakiegoś czasu trzymam w mojej głowie "koszyk doświadczeń", który wypełnia się wraz z każdym dniem, bo przecież każdy dzień czegoś nas uczy; każdego dnia zdobywamy nowe umiejętności, wiedzę czy doświadczenia właśnie. I nieważne dla mnie jest, czy to doświadczenia pozytywne czy negatywne, jak zbieram je wszystkie jak jeden mąż, bo każde z nich może się kiedyś przydać w jakiejś nowej, nieznanej sytuacji życiowej. Dzięki temu budzę się każdego ranka z myślą: czego dzisiaj się nauczę, czego nowego nauczy mnie życie? I wiecie co? Cudowne jest to uczucie. Nie myślę już: ech, znowu kolejny, nudny dzień mnie czeka (tak jak jeszcze do niedawna myślałam); wyleczyłam się z poczucia wewnętrznego przymusu, że każdego dnia muszę zrobić coś produktywnego, żeby nie marnować życia. Teraz także nie marnuję żadnej wolnej chwili, wykorzystuję ją do cna i nigdy, ale to nigdy nie byłam tak poukładana i zorganizowana (chyba już o tym mówiłam, tutaj?), jednak nawet jeśli przez chwilę poleżę dłużej w łóżku rano czy obejrzę jakiś nie najwyższych lotów program to nie mam poczucia straconej chwili, lecz wiem, że każdy ma czasem prawo do odpoczynku, do tzw. "odmóżdżenia" i nawet tak przyziemne spędzanie czasu zostawia w nas jakieś ślady.

Więc sesja ta również zostawiła we mnie ślad, w postaci bólu kręgosłupa, zadrapania na dłoni i oczywiście apetytu na więcej. Cóż ja biedna mogę począć, kiedy podczas każdej sesji zachowuję się jak niezdara, nie zwracam uwagi na własne bezpieczeństwo tylko w celu uzyskania takiego kadru, jaki sobie wymyśliłam. Zresztą ja wcale nie narzekam, powiem więcej, ja nawet lubię ten stan obolałego ciała. Bo ciało to nic w porównaniu ze skaczącą z radości duszą. Co tam kręgosłup, co tam stawy, kiedy krew wręcz kotłuje się z podniecenia, a umysł krzyczy: więcej, więcej! Wtedy też zmęczenie ustępuje miejsca satysfakcji z wykonanej pracy, a ból uśmierza poczucie spełnienia. Mój wewnętrzny robal-artysta, który to nęka mnie od czasu do czasu ogromną potrzebą wyrażenia siebie w jakiś sposób, ma w tej chwili brzuch pełny od krążącej w żyłach endorfiny i mruczy z zadowoleniem.

W dniu poniższej sesji robal również drżał z dumy, wybierając sobie na swoją tymczasową siedzibę ciepły kącik gdzieś pomiędzy sercem a żołądkiem, a ja, wiedziona radością robala, również biegałam w tę i we w tę z mordką wyszczerzoną w uśmiechu. Jak już wspomniałam wcześniej, nie myślałam zbyt długo nad stylizacją, miejscem sesji i innymi składowymi tegoż projektu. Zazwyczaj unikam takich działań na spontana, bo przysparzają mi one jeszcze więcej stresu niż zaplanowana sesja, jednak w tym wypadku właściwie nie musiałam się niczego obawiać, bo nie było to zlecenie płatne, modelką była moja siostra i nie miała jakichś szczególnych oczekiwań, a poza tym miałam masę czasu na wykonanie i późniejsze obrobienie zdjęć (w końcu były wakacje, a dla mnie właściwie nadal :)). Tak więc idealnym miejscem na sesję okazał się mój dom, w którym to rozłożyłam czarne, prześwitujące polipropylenowe tło. To właśnie te prześwity, zadrapania, odbicia i cienie w tle nadają klimatu zdjęciom- klimatu lekko średniowiecznego, pachnącego gotyckimi wnętrzami. Stare futro w panterkę (oczywiście sztuczne) posłużyło za dywan i dzięki temu wyszło trochę po królewsku. W całej sesji dominują brązy, beże i czerń. Nie brakuje również elementów złota, które rozświetlają kamizelkę. Złote są też włosy modelki, jak średniowiecznej księżniczki, które jaśnieją na czarnym tle. Jednak tytuł sesji nie przywodzi na myśl dawnych księżniczek mieszkających w zamkach i wiodących wystawne życie. Bohemian princess to księżniczka cygańska, wędrowczyni, podróżująca wraz ze swoją trupą, prowadząca życie koczownicze i która zamiast korony nosi warkocz. Ubrana w luźną, długą, wzorzystą suknię i błyszczące kolczyki tańczy wieczorami oświetlona tylko blaskiem ogniska rozpalonego nieopodal cygańskiego wozu. Po długiej nocy przysiądzie czasem w swoim namiocie i zatęskni za życiem statecznym, bez ciągłych zmian i zapłacze cichutko... lecz już słyszy pośpieszające ją głosy, bo podróż długa ich czeka. Wtedy też ociera łzy i rusza w dal, by odkryć świat na nowo, a tym samym traci szansę na powrót, traci szansę, by żyć spokojnie, tak jak inni...

Historię Bohemian princess znów napisałam nie wiem kiedy, a do głowy już dostały się magiczne obrazy jak z książki dla dzieci, dołączone do bajki o nieszczęśliwej cygańskiej księżniczce... Ach, mogłabym tak godzinami przed snem wyobrażać sobie jej dalsze losy, a potem śnić o tym, że jednak udało jej się zaznać spokojnego życia. Czy jednak byłaby wtedy szczęśliwsza? Czy nie tęskniłaby za dawnym życiem nomady?
Tego w bajkach się nie dowiemy.

Kończąc już i wyruszając w następną sesyjną podróż wraz z moją własną trupą pełną wątpliwości i obaw, zapraszam do zapoznania się ze zdjęciami i innymi postami na blogu. Oczywiście nie pogardzę również komentarzami i opiniami o zdjęciach :) Do roboty!










A ja, jak Bohemian princess, też czasami tęsknię za życiem statecznym, stabilnym... I też muszę otrzeć łzy, bo przecież nowe nie oznacza gorsze, a jedynie nieznane.


Wasza Grejs


Komentarze

  1. Bardzo fajne zdjęcia .Takie inne.Kreatywnie i pomysłowo <3 Zapraszam na mego bloag : http://natikooo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ci się podobają :) Zapraszam częściej, już niedługo nowy wpis ze zdjęciami! :)

      Usuń
  2. dobre prace, podoba mi się ten klimat ale najbardziej urzekł mnie czarno-biały portret :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się ta stylizacja. Bardzo inspirujące zdjęcia. <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć

Ale sztuki! Czyli filmy ze sztuką w tle