Chorobowy przegląd filmowy

Chorobowy, bo jestem chora. A jak jestem chora to co robię? Jak to co- oglądam filmy! Dlatego dzisiaj przedstawiam subiektywny przegląd filmów oglądanych pod kołderką.

50 twarzy Greya (2015)


Moja subiektywna ocena: 4/10
Na pierwszy ogień idzie... Grey! Film ten obejrzałam z czystej ciekawości, bo co do książki, to nie czytałam, ani nie zamierzam. A dużo złego się o niej nasłuchałam (pewnie nie tylko ja), dlatego nie oczekiwałam, że ten film będzie arcydziełem. Przez pierwsze 30 minut śmiałam się w głos z zażenowania wywołanego przez:
a) denne, wręcz idiotyczne dialogi,
b) podobieństwo do (a jakże) Zmierzchu,
c) ciągłe, infantylne i wymuszone zagryzanie dolnej wargi przez główną bohaterkę, dodatkowo podkreślone przez niezliczoną ilość zbliżeń kamery na tenże detal ludzkiej twarzy,
d) przez taką widoczną OCZYWISTOŚĆ tego filmu stworzonego dla kobiet, które jeszcze chyba nie wyrosły z bajek o królewiczu na białym koniu,
e) głupotę i niedojrzałość głównej niedorajdy... yyy... to znaczy, bohaterki.
Im jednak dalej w las, tym więcej plusów zaczęłam dostrzegać. Daję ocenę 4 za scenę negocjacji (całkiem sexy), muzykę (fajna i pasująca do całości), świetnie skrojone garnitury (co ja na to poradzę, że nie mogę oderwać wzroku od faceta w garniturze) i za zdjęcia (nie są najgorsze). Co do scen łóżkowych, to nie napalajcie się, to znaczy nie nastawiajcie się na wiele, bo w pierwszym lepszym erotyku jest ich więcej. Najbardziej jednak w przypadku tej adaptacji boli mnie fakt, że kobiety naoglądają się tego typu filmów i potem myślą, że a) gdzieś tam też czeka na nie taki królewicz, który jest bogaty, wykształcony, przystojny, posiada wiele pasji (itp, itd) i do tego ma caaaałą masę czasu dla nich, b) jeśli on jest perwersyjnym sadystą, a ona go kocha, to przecież może go zmienić! Żadna inna, tylko ona, jedyna! Przecież skoro dla żadnej się nie zmienił, to przecież dla niej zrobi wyjątek, prawda? No chyba jednak... nie. c) on nie tylko ma masę kasy, ale jest też bogiem seksu i ma niewyczerpane pokłady energii... d) każda kobieta marzy tylko o tym, żeby znaleźć faceta, no bo przecież jaki może mieć inny cel w życiu? e) nawet największa życiowa niedojda, szara mycha i przezroczysta osobowość w końcu znajdzie swojego amatora, ba! Nie byle jakiego! Ech, zbulwersowałam się, aż mi ciśnienie podskoczyło. Po prostu nie mogę znieść jak niektóre filmy czy książki robią co bardziej podatnym kobietom wodę z mózgu. Ten film niestety jest jednym z nich i widać, że jego targetem były właśnie takie naiwne kobiety. Tak więc- obejrzeć można, byleby za bardzo nie odpłynąć i nie zacząć wierzyć, że takie rzeczy są możliwe w prawdziwym życiu. Bo nie są. Ale cóż, jak widać bajki dla dorosłych wciąż świetnie się sprzedają.

Miasto aniołów (1998)


Moja subiektywna ocena: 6/10
Jako wielka fanka aniołów i "badacz" tematyki związanej z życiem po śmierci, nie mogłam przejść obok tego filmu obojętnie. Motyw anioła stróża pojawia się dość często w kinematografii, ale jakoś nigdy nie natrafiłam na film o tej tematyce, który zadowoliłby mnie w stu procentach. Tutaj też niestety się trochę rozczarowałam. Cóż, co tu dużo mówić, Nicolas Cage w roli anioła nie wypada nader przekonująco. Co do fabuły, to też nie jest jakaś odkrywcza. Pierwsze 10 minut wprowadzenia ogląda się z ciekawością, później jednak film zaczyna przypominać typowy romans. Może właśnie dlatego nie do końca mi pasuje, bo nastawiłam się na więcej aniołów w aniołach, a nie na hollywoodzki romans. Owszem, jest kilka dobrych scen, w tym scena upadku czy pierwszego dotyku (nie zdradzę szczegółów) oraz motyw poświęcenia dla miłości, ale nie można nazwać tego filmu arcydziełem. Do tego aniołowie przechadzający się w czarnych płaszczach, jak w Matriksie? No jakoś mi to nie pasuje. Plus za polski motyw w filmie i utwór Wojciecha Kilara, a także Goo Goo Dolls i ich Iris, uwielbiany przeze mnie od czasów licealnych. No i za taką niedającą się opisać słowami sensualność i delikatność tego filmu- rzeczy, które w produkcjach amerykańskich pojawiają się stanowczo za rzadko. 

Sekretne życie zwierzaków domowych (2016)


Moja subiektywna ocena: 5/10
Zazwyczaj kiedy robię sobie maraton filmowy, to gdzieś tam zawsze wplatam jakąś animację, żeby zachować pewną równowagę w gatunkach, jakie oglądam. Tym razem trafiło na Sekretne życie... . Spodziewałam się po tym filmie więcej, oj więcej. Oglądając zwiastun nastawiłam się na ciekawą opowieść o grzeszkach naszych pupili w czasie naszej nieobecności w domu. Jednak jak to mówią, nie oceniaj filmu po zwiastunie. Bo niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że zwiastun wypadł o niebo lepiej. Jako właścicielka kota często zastanawiam się, co takiego robi moje zwierzę, że kiedy wracam, zastaję łóżko w nieładzie i ślady ciapek na biurku. Myślałam, że może twórcy filmu wymyślą jakieś zabawne historie ze zwierzętami w roli głównej, jednak tak się nie stało. Animacja jest przynudnawa, fabuła oklepana, a całość nieśmieszna. Nawet polski dubbing nie do końca daje radę (kocica to jakaś porażka). Ogólnie rzecz biorąc tragedii nie ma, ale wszystko jest raczej wtórne, a tego nie lubię.

Pentameron (2015)



Moja subiektywna ocena: 9/10
Najlepsze zostawiłam sobie oczywiście na koniec. I teraz się zacznie... Boże, jaki ten film jest cudowny! Nareszcie coś, co idealnie trafia w mój gust! Zdjęcia są po prostu WY-BOR-NE (piękne to za mało powiedziane- wystarczy spojrzeć na kadr powyżej)! Są one tak malarskie, że dosłownie rozpływałam się w czasie oglądania. Film łączy w sobie to, co najbardziej kocham, czyli bajkowość, magię i genialne efekty wizualne. Zachwycił mnie ten film, że ho ho! Ale to jeszcze nie wszystko! Muzyka. Alexandre Desplat jak zwykle mnie nie zawiódł. Jego muzyka jest zawsze przepełniona jakimiś nieziemskimi emocjami i idealnie wpasowała się w klimat tego filmu. Ech, jak ja długo czekałam na taki film. Na baśń dla dorosłych, ale nie przesłodzoną i ze szczęśliwym zakończeniem, ale taką słodko-gorzką, trochę brutalną, krwistą i niejednoznaczną. Przez chwilę mogłam poczuć się znów jak w dzieciństwie, kiedy to zewsząd otaczały mnie baśniowe stwory tworzone przez moją wyobraźnię i kiedy czytałam coraz to nowe baśnie. Teraz, kiedy jestem już trochę starsza uważam, że nikt nie zabierze mi tej mojej odrobiny ekscentryczności i ja już chyba nigdy nie dorosnę. Ale to dobrze, to dobrze. Wracając, film to tak naprawdę zbiór trzech opowiadań, a właściwie baśni. Pozornie nic nie łączy żadnej historii, ale uwaga! Tak jak mówiłam, to tylko pozory. Warto zagłębić się trochę w interpretację tego dzieła. Według mnie najbardziej na wyobraźnię działa historia księżniczki, której ojciec jest bardziej zajęty hodowlą... no właśnie, ale tego dowiecie się już z filmu. Chociaż właściwie każda z tych opowieści jest na swój sposób szczególna. Świetne role, szczególnie Salmy Hayek i Toby'ego Jonesa, a poza nimi w oko wpadła mi eteryczna Stacy Martin z burzą rudych loków. Jak dla mnie ten film to mocna 9- byłoby lepiej, ale odejmuję jedną gwiazdkę za zakończenie, które pozostawia straszny, ale to straszliwy niedosyt! Za to zakończenie należy się Panu Garrone czerwona kartka. Ale wybaczam, wybaczam, bo tak cudownego filmu dawno nie oglądałam.

PS Jak już obejrzycie powyższy film i skojarzycie inny, bardzo podobny do niego, to polećcie coś, bo na tego typu filmy mam zawsze wielki i niekończący się apetyt.

Wyszła pewna dysproporcja miedzy opisami poszczególnych filmów (widać cel twórców Greya został osiągnięty- film budzi kontrowersje), bo ja zawsze lubię więcej pisać na temat filmów, które mnie poruszyły, niż rozprawiać o tych średnich.

No dobrze, post gotowy, czytelnicy zadowoleni (mam nadzieję! ;)), więc można z czystym sumieniem wracać pod kołderkę i napić się specjalnego naparu, który w magiczny sposób zapewni mi powrót do świata żywych.

Pozdrawiam cieplutko (no bo w końcu pod kołderką leżę)
Grejs

Komentarze

  1. Dwóch pierwszych filmów baaaaardzo nie lubię. Grey to dla mnie w ogóle porażka, a Miasta aniołów nie lubię za obsadę aktorską. Taki ze mnie dziwak, ale nie przepadam ani za Cage'm, ani za Meg Ryan.
    Pentameron jest na mojej liście pozycji do oglądnięcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grey to totalny odmóżdżacz, zgadzam się z Tobą, ambitne kino to to nie jest :)Ja obejrzałam z czystej ciekawości, jak już wcześniej pisałam :) Powiem Ci, że o ile dla mnie Cage jest znośny, tak Meg Ryan też nie mogę przeboleć. Jakoś nigdy jej nie lubiłam, bez żadnego konkretnego powodu. A Pentameron jak najbardziej polecam, choć nie jest to film, który każdemu przypadnie do gustu :)

      Usuń
  2. mam podobne odczucia co do filmów, które widziałam, a ostatniego nie ogladalam...i chyba się skuszę, bo jest szansa, że będzie mi się podobać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie czekaj, tylko bierz się za oglądanie :) I fajnie, że mamy podobną opinię co do filmów :)

      Usuń
  3. Byłam wczoraj na "Ciemniejszej stronie Greya" i na tej części też trochę się zawiodłam, tak naprawdę zwykła historia rozwijającego się związku ;)
    3 pozostałych filmów nie oglądałam, ale "Pentameron" zapisałam sobie do obejrzenia :D

    amelia-bloog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, tak naprawdę Grey to nie jest jakiś wielce odkrywczy film; mam wrażenie, że wszystkie "ochy" i "achy" nad tym filmem to tylko zabieg marketingowców :) Ja drugiej części na razie nie mam w planach i chyba mieć nie będę :) Za to "Pentameron" gorąco polecam! :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chłodny maj, skandynawskie klimaty, Wikingowie i koncert Sóley

Rekwizyty do sesji zdjęciowych i jak je znaleźć