Pewnie nie zaskoczę Was stwierdzeniem, że warunki pogodowe mają kolosalny wpływ na moje życie. Tak, tak, wiem, wspominałam o tym już z milion razy (było o tym TU i TU chyba też). Jednak nie pisałabym o tym kolejny raz, gdyby nie fakt, że z wiekiem mi się pogarsza (to znaczy pogłębia się moja nadwrażliwość na pogodę) i że tym razem ta moja przypadłość wraz z szarością i bielą w moim pokoju stały się pretekstem do wykonania sesji tak bardzo różniącej się od wszystkich moich dotychczasowych.
Jestem zwierzęciem, które instynktownie wyczuwa sztukę. Innymi słowy lubię od czasu do czasu nacieszyć moje oko czymś pięknym , a moje poczucie estetyki lubi być mile połechtane. Uwielbiam patrzeć, widzieć i wysysać ze sztuki wszystko co najlepsze- czyli inspirować się . Często inspiracja ta pochodzi od obrazów różnorakich. Nieważne, z jakiego okresu pochodzą ani jakiej techniki użył autor. Dla mnie liczy się to coś, pewien błysk , który przesądza o wyższości dzieła nad innymi. Może to być oryginalna kompozycja, kolor, oświetlenie- w moim idealnym dziele sztuki wszystko ma do siebie pasować, chociaż nie wykluczam pewnych odstępstw w postaci jakiegoś nieplanowanego szczegółu, który przykuwa uwagę i nadaje dziełu niecodzienny charakter . Tak jak robił to mój guru mody Alexander McQueen , który zawsze gdzieś w swoich projektach przemycał czachy i inne symbole jego buntowniczej natury. Czego nie znoszę to przesady, chaosu, gdy coś jest bez ładu i składu. Dlatego kubizm i abstr...